niedziela, 29 września 2013

No i czas zacząć :) Pierwsza recenzja zawsze jest trudna. Chociaż orientowałam się co powinnam zawrzeć w recenzji, czytając inne blogi, to i tak nie mam szczegółowego planu mojego posta. Zwłaszcza, że już nie mogłam się doczekać pierwszego wpisu, a książka, o której napisze nie jest ostatnią którą pożarłam - wchłonęłam ją jakoś w okolicach sesji letniej, czyli ok. 3 miesięcy temu.

Książka jednak wywarła na mnie takie wrażenie, tak mi się spodobała, że postanowiłam spróbować napisać o niej. Może kiedyś, jak do niej wrócę, to udoskonalę tę recenzję na świeżo, a teraz muszę posiłkować się wspomnieniami :)


Jaume Cabré - "Wyznaję"



Opis z tylnej okładki:
„Wielka powieść europejska”, „przełom w literaturze”, „powieść-katedra o idealnych proporcjach i epickim, pełnym kunsztownych detali wykonaniu”, „książka, która przeżyje nas wszystkich”.
Wyznaję zachwyca czytelników i krytyków.

Tę książkę czyta niemal cała Europa!

To trzymające w napięciu do ostatniej strony wyznanie miłosne i spowiedź człowieka starającego się przeniknąć istotę zła – w świecie i sobie samym. Historia chłopca dorastającego samotnie wśród książek, który musi zmierzyć się z rodzinnymi tajemnicami. Za sprawą osiemnastowiecznych skrzypiec zagłębia się w mroki dziejów hiszpańskiej inkwizycji i piekła dwudziestowiecznej Europy.

Cabre, którego pasją jest muzyka, skomponował tę powieść jak symfonię, z częstymi zmianami nastroju, tempa i głosu narracji. Bogactwo wątków, postaci, pomysłów literackich oszałamia i wzbudza zachwyt.

Teraz coś ode mnie:
Trafiłam na tę książkę w Empiku, kiedy stała sobie, zupełnie jeszcze niepopularna na półce "Nowości". Kupiłam, bo lubię hiszpańskich pisarzy, bo kusiła grubością, szatą graficzną okładki. Opis na okładce też mnie zainteresował, chociaż nie wiadomo było czego się spodziewać w środku...
Troszkę się jej bałam, ale zżerała mnie ciekawość.
Zasada "dojrzewania" kupionych książek i kolejki do przeczytania odłożyła w czasie moją przygodę z "Wyznaję".

Kiedy wzięłam ją wreszcie do ręki, otworzył się przede mną wspaniały świat. Świat, w którym utonęłam na długie godziny. Czytałam tę książkę pod koniec roku akademickiego, więc nie miałam wiele czasu w ciągu dnia. Czytałam w nocy, w autobusie, w przerwie w nauce... Pochłonęła mnie całkowicie! Przepiękne, 760 - stronicowe wyznanie miłości, wielka opowieść o życiu jednego człowieka od początku do końca (?)

Motywy z przeszłości wplecione w środek zdania z teraźniejszości zmuszały mnie do skupienia na tekście, co nie było trudne, bo książka wciągała, jak mało która. Przedmioty, o długiej, skomplikowanej historii, jak np. błękitna chusteczka, skrzypce... To wszystko było niemal magiczne, a równocześnie namacalne, rzeczywiste. Książka mogłaby dla mnie mieć i 10 000 stron, bo kiedy kończyłam ją czytać było mi niesamowicie przykro. Z przeczytaniem końcówki "Wyznaję" miałam nie lada kłopot, bo przez łzy ciężko się czyta, obraz zamazywał mi się, litery się zlewały...

Zakończenie... nie zdradzając zbyt wiele, bardzo wyjątkowe, zaskakujące, pozostające na długo w mojej głowie...

Książka - arcydzieło, brak mi słów na opisanie mojego zachwytu.

Dopełnieniem tego dzieła jest data oddania do druku: 27 stycznia 2011r. (w Polsce 27 stycznia 2013r.) w rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz - nieprzypadkowa, przemyślana i tak bardzo zbliżająca bohaterów do rzeczywistości...

"Wyznaję" powstawało przez osiem lat - czy też myślicie, że autor sam nie mógł się rozstać ze swoimi bohaterami, aż do czasu kiedy postanowił uznać swoją powieść za "definitywnie nieskończoną"?


Ciężko oceniać książki w 10 - stopniowej skali, ale będę się starała :)
Moja ocena: 10/10
("Wyznaję" chwilę po przeczytaniu trafiło do kategorii książek ulubionych)